Spacer po Lizbonie – nie tylko dzielnica Belem
17.04.2016 r.
Zdjęcia po „kliknięciu” powiększają się 🙂
Pierwszą część relacji ze zwiedzania portugalskiej stolicy znajdziecie tutaj. W tekście przeczytacie informacje na temat dzielnicy Baixa, która jest dość płaska i raczej przyjazna osobom na wózkach inwalidzkich. Dziś zajmiemy się innymi atrakcjami tego słonecznego miasta.
Zwiedzanie – dzielnica Belem
Bezpośrednio do dzielnicy Belem można dostać się przystosowanym tramwajem nr 15, który odjeżdża z Praca do Comercio, spod samego łuku triumfalnego. Uwaga, w tramwaju cena biletu jest dwukrotnie wyższa niż w kiosku.
Jadąc tramwajem, warto zwrócić uwagę na przemierzaną okolicę. Można wtedy zrozumieć, dlaczego w Portugalii znajdują się muzea i stowarzyszenia mające na celi upamiętnianie sztuki tworzenia płytek ceramicznych. Wiele domów pokrytych jest w ten sposób, a tradycja ta, jest tu obecna na każdym kroku, nie tylko na fasadach kamienic, ale i w metrze, sklepach czy restauracjach. Po swojej lewej stronie, tramwaj mija wspomniany wcześniej Most 25 Kwietnia, więc warto mieć to na uwadze i nie przegapić tego architektonicznego cacka.
Z tramwaju wysiedliśmy praktycznie pod sam klasztor Hieronimitów, kolejnym punkcie na planie naszej wycieczki.
Ten wyjątkowej urody monaster z początku XVI w., zaprosił nas do środka bezpłatnie i choć cały nie jest przystosowany dla osób na wózkach inwalidzkich, to warto tam zajrzeć i przejść się fascynującymi krużgankami, bogato zdobionymi m. in. postaciami zwierząt, w tym lwa – symbolu św. Hieronima. W kaplicy, która jest równie fascynująca, znajdziemy nagrobki portugalskich królów oraz żeglarza Vasco da Gamy, znanego odkrywcy i jednej z historycznych ikon Portugalii. Obiekt, od 1983 roku, wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a od 2007 zaliczany jest do jednego z Siedmiu Cudów Portugalii. To tu również, formalnie, podpisano tzw. Traktat Lizboński. W obiekcie znajduje się również przystosowana toaleta.
Z klasztoru, poprzez niewielki park, udaliśmy się w stronę Pomnika Odkryć Geograficznych. Niestety mogliśmy podziwiać go tylko z daleka, gdyż odgradzała nas od niego kilkupasmowa ulica, a przejście na drugą stronę, możliwe było tylko po schodach... Z uwagi na tę niedogodność, postanowiliśmy od razu skierować się do Muzeum Berardo, znajdującego się nieopodal, po prawej stronie od pomnika (stojąc twarzą do niego). Muzeum, z uwagi na zgromadzone eksponaty, jest jedną z najbardziej cenionych galerii sztuki nowoczesnej na świecie. Kolekcja gromadzona przez lata, przez portugalskiego magnata Joe Berardo, liczy ponad 4000 pozycji (z czego prezentowane jest ok. 1000 prac, wystawionych na dwóch piętrach budynku), a wśród twórców są tak znane nazwiska jak Picasso, Dali, Pollock czy Warhol. Wstęp do muzeum jest bezpłatny.
Po skończonym zwiedzaniu, nieco już podmęczeni, dla dodania sobie energii, udaliśmy się do pobliskiej, znanej na całym świecie ciastkarni Pasteis de Belem, serwującej portugalski przysmak – babeczki z ciepłym kremem, posypane pudrem lub cynamonem. Podobno ciastkarnia strzeże swojego przepisu „jak oka w głowie”, a oryginalne ciasteczka według receptury pamiętającej 1837 r., można zjeść jedynie w tym miejscu 🙂 .
Belem, podobnie jak Baixa, jest dzielnicą dość płaską i nie przysparzającą trudności jeśli chodzi o przystosowanie terenu, problemem tu jednak, podobnie jak w innych częściach miasta, mogą być nierówne chodniki. Dla w miarę silnego wózkersa nie będzie to jednak większy problem.
Wracając do hotelu, zatrzymaliśmy się na karafkę wina „domowego” (500 ml to koszt 5 euro) w jednej z kawiarenek na Rossio oraz rybne przekąski, a następnie zrobiliśmy zakupu w markecie Pingo Dolce – tańszym niż ten, w którym poprzednio robiliśmy zakupy (szukajcie w bocznych uliczkach, na prawo od Rossio).
Stadion Benfica Lizbona – Estadio da Luz
Obowiązkowy dla mnie, punkt każdej naszej wycieczki, to stadion znanego klubu piłkarskiego. Nie śmiałem proponować Oli odwiedzenia obu piłkarski potęg lizbońskiej piłki i zdecydowałem się na odwiedzenie Stadionu Słońca, jak nazywa się obiekt Benfiki. Z naszej stacji metra wyruszyliśmy w kierunku Amadora Este i wysiedliśmy na przystosowanej stacji Carnide. Od niej na stadion jest dosłownie 10 minut drogi.
Podczas moich odwiedzin stadionu Ola odwiedziła, leżące po drugiej stronie ulicy, Centrum handlowo-usługowe Colombo – największe centrum tego typu w Portugalii, a przewodniki podają, że drugie co do wielkości w Europie. Faktycznie robi wrażenie przeogromnego, nieporównywalnego z tymi, które znamy w Polsce. Przystosowane.
Wróćmy jednak do A Catedral, jak czasami nazywają stadion Benfiki lizbończycy. Bilet wstępu na stadion (w towarzystwie przewodnika) i do klubowego muzeum, to łączny koszt 15 euro. Jednakże, panie sprzedające bilety zaskoczone, że jestem sam, bez opiekuna, zdecydowały się na sprzedaż biletu za połowę tej ceny (15 euro to cena dla wózkersa i opiekuna).
Z uwagi na określone godziny zwiedzania stadionu z przewodnikiem, zdecydowałem się najpierw na tę atrakcję. Na miejscu zbiórki okazało się, że jestem jednym zwiedzającym i miałem przewodniczkę tylko dla siebie 🙂 . Super sprawa, bo mogłem zadać sporo pytań i porozmawiać o portugalskiej piłce, a dodatkowo nie było problemu, żeby miał kto mi robić zdjęcia. Przewodnik w języku angielskim.
Obeszliśmy cały stadion dookoła, miałem też możliwość zobaczenia miejsc przystosowanych dla osób na wózkach inwalidzkich i muszę przyznać, że klasa – delikatnie podniesione loże (jest ich kilka na stadionie), w bardzo dobrych miejscach (powiedziano mi, że to miejsca z najlepszą widocznością i jestem skłony w to uwierzyć, po tym co widziałem), na trzy-cztery wózki + miejsca dla opiekunów. Zwiedziłem także szatnie i pokój konferencyjny, a następnie zeszliśmy na płytę boiska tym samym korytarzem, którym wychodzą piłkarze. Na murawie czekała kolejna atrakcja. W herbie Benfiki widnieje orzeł i przed każdym meczem, trener tych ptaków, puszcza jednego osobnika by zrobił rundkę wokół stadionu, co ma oczywiście przynieść szczęście gospodarzom (filmy można zobaczyć na YouTube). Orły hodowane są na stadionie i stanowią jedną z atrakcji dla zwiedzających. Można do nich podejść, zobaczyć, cyknąć fotkę, a przy okazji wysłuchać całej historii z nimi związanej. Piękne i dumne ptaki.
Zwiedzanie stadionu trwa ok. 40 min.
Wizytę zakończyłem, a jakże, zakupami w fan shop’ie, który jest oczywiście w pełni dostosowany.
Przyszedł czas na muzeum klubu. Wystawa pamiątek i trofeów Benfiki, znajduje się na trzech poziomach. Budynek jest w pełni przystosowany (jest również toaleta) i w swoich zbiorach posiada też kilka ciekawych, multimedialnych atrakcji. Jedną z nich jest winda, która zabiera nas w podróż po Lizbonie, a która to kończy się wizytą na stadionie i meczu Benfiki. Winda jedzie bardzo powoli w górę, a następnie w dół, przez wszystkie piętra, a wokół nas znajdują się ekrany, które „opowiadają” historię. „Podróż” trwa kilka czy kilkanaście minut i warto ją odbyć. Urywki filmu znajdziecie na moim profilu FB.
Muzeum Calouste Gulbenkiana
Ostatniego dnia pobytu, wylot mieliśmy bardzo późno, bo po godzinie 1 w nocy. W związku z tym, mieliśmy trochę czasu na to, by odwiedzić jeszcze Muzeum Calouste Gulbenkiana czyli muzeum stworzone ostatnią wolą jego darczyńcy. Calouste Sarkis Gulbenkian choć z pochodzenia był Ormianinem, to zauroczyła go Lizbona, gdzie zamieszkał i żył długie lata. W swoim czasie, był on jednym z najbogatszych ludzi na świecie, a jego prywatna kolekcja dzieł sztuki jedną z najznamienitszych. Po śmierci, zgodnie z wolą zmarłego, fundacja jego imienia udostępniła zbiory szerszemu gronu odbiorców w obiekcie, który otoczony jest dużym ogrodem. Szkoda tylko, że tego dnia znowu nieco kropiło, bo ogród jest naprawdę wyjątkowej urody, a przez deszcz, nie mogliśmy nacieszyć się w pełni jego widokiem. Za bilet musiałem zapłacić 5 euro, Ola natomiast jako opiekun, weszła bezpłatnie. Uwaga, muzeum zamknięte we wtorki.
Obiekt jest dość duży, a na jego obszarze zgromadzonych jest około 6 tysięcy eksponatów, z czego zobaczyć możemy około tysiąca. W muzeum możemy podziwiać dzieła sztuki Dalekiego i Bliskiego Wschodu, a także sztukę egipską, grecką, rzymską czy mezopotamską. Wśród gromadzonych przez lata przez Calouste Gulbenkiana arcydzieł, znajdziemy dzieła tak znanych mistrzów jak Monet, Rembrandt, Rubens czy van Dyck. Wiele z tych eksponatów, trafiło w ręce ormiańskiego przedsiębiorcy w trakcie wyprzedaży dzieł sztuki ze słynnego Ermitrażu, jakiej dokonały na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX w. władze sowieckie. To zresztą bardzo ciekawa historia i zachęcam do jej zgłębienia w zasobach internetu 🙂 .
W budynku muzeum znajdują się również stołówkowa restauracja oraz przystosowane toalety.
Był to ostatni punkt naszej wycieczki i czas było ruszać pomału w stronę lotniska. Po drodze uznaliśmy jednak, że warto jeszcze poszukać jakiejś małej restauracyjki i zjeść obiad. Podsumować wyjazd, słynnymi na cały świat, portugalskimi owocami morza. Znaleźliśmy takie miejsce („O Tacho”) w dodatku zatłoczone lokalnymi, na pierwszy rzut oka, mieszkańcami. Dobrze to wróżyło. Ola zamówiła grillowaną ośmiornicę z gotowanymi warzywami a ja owoce morza z ryżem. Jako czekadełko, dostaliśmy świeże oliwki i kilka rodzai regionalnego pieczywa. Całość była absolutnie wyśmienita.
Pamiętajcie, że na atrakcje kulinarne, warto zboczyć nieco z głównej ulicy. Dostaniecie tam z reguły jedzenie lepsze i w niższej cenie – patent sprawdzony nie tylko przez nas i działający w każdym kraju 🙂 .
Pozostało nam tylko odczekać swoje na lotnisku, ewentualnie zrobić małe zakupy w sklepie „bezcłowym” i wracać do Polski. W Warszawie wylądowaliśmy o 6 nad ranem (w Portugalii czas cofamy o jedną godzinę).
Data wyjazdu marzec 2016 r.
∗∗∗
Komentarze
Ten wpis nie posiada jeszcze żadnych komentarzy.