Warning: Use of undefined constant register_sidebar - assumed 'register_sidebar' (this will throw an Error in a future version of PHP) in /wp-content/themes/template/functions.php on line 48

Warning: Parameter 2 to title_like_posts_where() expected to be a reference, value given in /wp-includes/class-wp-hook.php on line 286
 niePEŁNOSPRAWNY turysta

niePEŁNOSPRAWNY turysta

Malta – Sliema i St. Julian’s czyli europejskie wakacje, afrykańska pogoda i śródziemnomorska kuchnia

21.11.2015 r.

Uwaga: zdjęcia po „kliknięciu” można powiększyć 🙂

DSC_0158Potraktujcie poniższy tekst, jako wstęp do opowiadania o atrakcjach odwiedzonego kraju. Jest on tak urokliwy, że nie mogłem powstrzymać się od kilku słów na temat miejsca, w którym się zatrzymaliśmy, hotelu, pogody czy doznań kulinarnych. Malta to połączenie północnoafrykańskiej pogody, europejskich standardów obsługi i pysznej kuchni śródziemnomorskiej. Z jednej strony to idealne miejsce do „leżakowania” i słonecznych kąpieli, z drugiej ma zaś do zaproponowania ciekawe atrakcje turystyczne dla lubiących aktywne zwiedzanie. Zapraszam do lektury!

Miała być Grecja, ale jakoś cała historia z uchodźcami i ogólna obecna atmosfera Hellady, zwróciły nas jednak w innym kierunku szczególnie, że koszt wyjazdu okazał się podobny do tego, co proponowały nam greckie wyspy, a wyjazd wydawał się bardziej egzotyczny.  Malta, bo o niej mowa, to gorąca i słoneczna wyspa, która  ugościła nas iście po królewsku!

DSC_0039Przeszukując internet w poszukiwaniu informacji o przystosowaniu Malty, w polskich zasobach nie znalazłem praktycznie nic. A jeżeli już, to raczej mało optymistyczne wieści. Nieco lepiej wypadł research stron anglojęzycznych i to mnie uspokoiło. Od razu powiem Wam, że moja zasada – jak sam nie sprawdzisz, to nie warto wierzyć we wszystko co Ci ludzie powiedzą o danym miejscu – sprawdziła się w stu procentach. Obawy były ale szybko zostały rozwiane!

Z lotniska w okolice hotelu dojechaliśmy autobusem miejskim. Bilet kupiliśmy u kierowcy i zarazem podpytaliśmy, gdzie najlepiej będzie nam wysiąść. Z językiem nie ma problemu, gdyż Malta niepodległość uzyskała w 1964 roku od Wielkiej Brytanii, a angielski wciąż jest tu językiem urzędowym. Maltański jest za to bardzo specyficznym językiem, dla mnie osobiście jest połączeniem arabskiego z angielskim i włoskim z odrobiną francuskiego. Po Brytyjczykach, prócz języka, zostało coś jeszcze – lewostronny ruch. Bardzo trudno jest się w pierwszej chwili do tego przyzwyczaić i nawet przechodząc przez ulicę na pasach, warto mieć na uwadze odmienne poruszanie się samochodów po drogach.

W tym samym roku co Polska, czyli 2004, Malta weszła do Unii Europejskiej, tak więc o wizy czy paszporty też nie musimy się martwić i wjeżdżamy na maltański archipelag (z którego Malta jest wyspą największą), a właściwie nań przylatujemy, na zwykły dowód osobisty.

Hotel

PicsArt_11-16-11.17.40Wybierając hotel, zrobiłem tak duże rozeznanie jak tylko mogłem. W końcu wybraliśmy Cavalieri Art Hotel w miejscowości St. Julian’s (to w tym mieście znajduje się najbardziej imprezowa dzielnica całej Malty – Paceville, o której wiele możecie przeczytać w sieci). Hotelowe opinie, prócz dobrych ocen za czystość i słabych za posiłki, wychwalały umiejscowienie obiektu i widok z okna (pod warunkiem, że pokój wychodził na zatokę o tej samej nazwie co miasto).

To, co zastaliśmy na miejscu, przerosło nasze oczekiwania. Poważnie. Mieliśmy bardzo duży pokój, z dużym tarasem, na którym znajdowały się dwa leżaki oraz stolik z krzesełkami, a widok czy to w dzień czy w nocy, był najlepszym jaki kiedykolwiek widziałem z hotelowego okna. Naprawdę trudno się go nachwalić, a zdjęcia nie jestem pewny że oddają to, co widzi się każdego ranka po obudzeniu lub podziwia wieczorem z lampką maltańskiego wina w ręku. Wejście na taras ma niewielki, ale jednak, próg od drzwi przesuwnych. Dla kogoś na wózku aktywnym nie będzie to jednak żadna przeszkoda.

DSC_0066DSC_0200DSC_0068

Łazienka duża, ładna i przystosowana (z bidetem), może z dwoma małymi minusami – niedomykającym się lufcikiem do rur przeprowadzających wodę (mało estetyczne) i brakiem zasłony pod prysznicem (mało praktyczne). Reszta bez zastrzeżeń.

Śniadania faktycznie okazały się monotonne, ale to jedyny zarzut wobec nich gdyż były smaczne, a widok znad stolika, rekompensuje tę małą niedogodność. DSC_0183Hotel znajduje się na samym krańcu półwyspu wchodzącego w Morze Śródziemnomorskie i z czystym sumieniem go polecam, z zastrzeżeniem rezerwowania pokoju z widokiem na zatokę. Nie zawiedziecie się. Przed hotelem, od strony zatoki, znajdują się dwa baseny ze słoną wodą oraz dość duże patio do opalania gdzie leżaki i parasole, wliczone są w cenę pokoju.

Tak więc zaczęło się dobrze, a jak się później okazało, to był dopiero początek zachwytów 🙂 .

St. Julian’s i Sliema

Przylecieliśmy na Maltę dość późno, więc pierwszego dnia przeszliśmy się jedynie do pobliskiego sklepiku po jakąś kolację i wodę. Na Malcie woda z kranu nie nadaje się do picia, a temperatury są wysokie, więc i utrata wody w organizmie duża. Na szczęście powietrze nie jest tak suche jak np. w Egipcie.

Zwiedzanie zaczęliśmy dopiero nazajutrz.

DSC_0168Miejscowość St. Giljan, jak nazywają St. Julian’s tubylcy, jest właściwie połączona z kolejnym miastem – Sliemą, nadmorską promenadą. W związku z tym, w pierwszą wycieczkę wybraliśmy się pieszo. Chodniki są przystosowane, dość równe, z niezbędnymi zjazdami ale też niewielkimi wahaniami terenu (które jednak trzeba brać pod uwagę, w końcu to wyspa). Im dalej w kierunku stolicy państwa, Valletty, tym teren robi się bardziej pagórkowaty, podobnie w przeciwnym kierunku – od centrum St. Julian’s w kierunku dzielnicy Peaceville. Nie ma jednak co się łamać, gdyż zawsze można wsiąść do autobusu, a wszystkie którymi jeździliśmy, są przystosowane – kierowca rozkłada rampę, po której możemy wjechać. Niestety bilety są pełnopłatne i dwugodzinny bilet = 2 euro. Uwaga, jeśli kierowca uzna, że autobus jest przepełniony, nie zatrzyma się na przystanku choćby nie wiem co, więc warto brać na to poprawkę czasową. Za to linie autobusowe są tak prosto rozplanowane, że nie sposób się w nich pogubić.

PicsArt_11-16-11.40.30Po zrobieniu małego rekonesansu okolicy, przyjrzeniu się meczowi piłki wodnej, która jest tu szalenie popularna, zwiedzeniu parku z posągiem ogromnego kota (zwierzęta te są tu swoistym bóstwem),  a także podziwianiu niespotykanych plaż, które wyglądają jakby były z piaskowca (co ciekawe były na nie zjazdy z promenady), postanowiliśmy przysiąść gdzieś na obiad.

Usiedliśmy w restauracji Fotizza, która ma przepiękny widok na morze i jest w pełni na płasko. Łazienka przystosowana również znajduje się na miejscu, choć muszę szczerze przyznać, że to dość duże wyzwanie i tylko dla sprawnych wózkersów. Jedzenie za to niedrogie i bardzo smaczne. Wzięliśmy pizzę z mięsem króliczym (królik to narodowe mięso Malty, jeśli można tak powiedzieć). Pizza na Malcie jest inna niż ta, którą znaliśmy do tej pory. Mamy podejrzenie, że robiona jest z mąki kukurydzianej i stąd jej wyjątkowy kolor i konsystencja.

Po naładowaniu akumulatorów poszukaliśmy marketu, by zrobić zakupy na kolację i wieczorny odpoczynek. W sklepie warto zwrócić uwagę na przeróżne świeże przekąski (jak u nas tego brakuje…) w postaci np. krewetek w zalewie czosnkowej, oliwek owiniętych anchois, małych gołąbków z liści winogron czy szerokiej palety serów, przede wszystkim kozich. Z napoi koniecznie trzeba spróbować Kinnie czyli bezalkoholowego, narodowego napoju Maltańczyków (połączenie gorzkich pomarańczy z ziołami) oraz maltańskich win i piwa Cisk. Warto pamiętać, że butelki z tutejszym winem są zwrotne – polecamy czerwoną La Vallette 😉 .

Wieczór spędziliśmy na tarasie, spożywając kolację i napawając się widokiem zatoki, do której wpływały coraz to lepsze i większe jachty.

Rano, wypoczęci i zrelaksowani udaliśmy się na śniadanie, a następnie postanowiliśmy odwiedzić wspomnianą wcześniej, imprezową dzielnicę miast, tzw. Peaceville. DSC_0204Muszę przyznać, że nie zrobiła ona na mnie dobrego wrażanie, za to ilość wzniesień i ich stromość już tak, ale w sensie negatywnym. Wartym odnotowania w tym miejscu jest jedynie piaszczysta plaża, na której prawdopodobnie (tak głosił szyld), można skorzystać ze specjalnego wózka, który dowiezie nas wprost do morza. Plaża jest jednak mocno oblegana i w związku z tym, nie zatrzymaliśmy się tam nawet na chwilę. Poza tym raczej mało ciekawa okolica. Po powrocie z tej krótkiej wycieczki uznaliśmy, że czas skorzystać z kąpieli słonecznych, hotelowego basenu i nadrobić zaległości w czytaniu.

DSC_0187 DSC_0337

Wieczorem znów włączył się nam tzw. „szwędacz” i ruszyliśmy w plener. Odkryliśmy niewielki bulwar, przytulony do zatoki nad którą znajdował się nasz hotel. Zejście do niego, dla osób poruszających się wózkiem jest możliwe z dwóch stron (przy czym te bliżej hotelu, nieco strome), a jego malowniczość i klimat są nie do opisania. Nie byliśmy w Wenecji, ale tak to sobie wyobrażam. Spójrzcie tylko na zdjęcia. DSC_0279DSC_0280Tak właśnie kończyliśmy praktycznie każdy wieczór i od tej pory to było „nasze miejsce”. Mieliśmy swoją ławeczkę, na której siadaliśmy z kolacyjnym prowiantem i oglądaliśmy zachodzące słońce, rozmawiając na temat zobaczonych danego dnia atrakcji. Ten sam rytuał, jak się okazało, „kultywowali” też inni i szybko zaczęliśmy poznawać twarze osób, które tak jak my korzystały z wieczornych uroków tej miejscówki.  Chciałoby się zaśpiewać „ten klimat, ten luz…” 🙂 . Wyjątkowo przyjemne miejsce. Na marginesie wspomnę Wam jeszcze, że warto zajrzeć do knajpki znajdującej się nieopodal wspomnianych ławeczek – Gululu – niedaleko pomnika rybka i a jakże, kota. Nie ma problemu z dostępnością do niej dla wózkersów (choć tylko na zewnątrz), a jedzenie i widok są warte zostawienia tam paru euro. Polecamy Caponatę – południowoeuropejską odmianę bigosu na zimno – oczywiście nie z kapusty, a warzyw charakterystycznych dla regionu. Warto spróbować także klopsiki z miejscowych, świeżo łowionych rybek.

DSC_0284

Pozwólcie, że na tym zakończę pierwszą część opowiadania o Malcie, bo strasznie się rozpisałem, a to dopiero wstęp do tego, o czym naprawdę ma być ten tekst 🙂 . St. Julian’s i Sliema to miejsca na wypoczynek w postaci „leżakowania” i cieszenia się pięknem zatoki, co zwiedziliśmy i jakie są nasze wrażenia z pobytu na tej pięknej wyspie, dowiecie się już niedługo z kolejnej części o państwie Zakonu Maltańskiego.

Data wyjazdu: 10.08.-17.08.2015 r.

Jest już druga część relacji z Malty – kliknij tutaj 🙂 .

∗∗∗

Ps. Dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej rodzinki (dzięki Kądziołki 🙂 ), podrzucam zdjęcia huśtawki przystosowanej dla dzieci poruszających się na wózku – miasto Melieha. Super pomysł i jako rozrywka i na płaszczyźnie integracji! 🙂

DSCF3002 DSCF3004



Komentarze

Obozy młodzieżowe Wrocław w dniu 22 września 2016o11:23 Odpowiedz

Bardzo fajny wpis 🙂 I meeeega piękne zdjęcia 🙂

niePEŁNOSPRAWNYturysta.pl w dniu 22 września 2016o12:36 Odpowiedz

Bardzo dziękuję! Przygotowuję drugi wpis o Malcie i myślę, że zdjęcia będą równie fajne 🙂

monica w dniu 13 października 2016o11:10 Odpowiedz

ta huśtawka dla dzieci na wózkach to mega – pomysł ! u nas takowej nigdzie nie widziałam – pozdrawiam

niePEŁNOSPRAWNYturysta.pl w dniu 17 października 2016o11:30 Odpowiedz

Zdarzają się, choć fakt, bardzo rzadko niestety…